5 rzeczy, których żałuję że nie wiedziałam na początku fotografowania

Każdy kiedyś zaczynał – niezależnie od dyscypliny, nigdy nie jest się od razu zawodowcem, prawda? Wszystkie kroki do sukcesu są bardzo ważne, zwłaszcza te, które stawiamy jako pierwsze. Ale czasami zamiast wlec się jak ślimak, możemy podbiec aby być na mecie szybciej. Zwłaszcza, jeśli ktoś mówi nam jak ominąć przeszkody 😉

Kiedy zaczynałam uczyć się fotografii nie przyszło mi do głowy szukać tej wiedzy w Internecie. Nie było jeszcze tylu kanałów na YouTube, rozwiniętych portali fotograficznych a o kreatywnych blogach mogłam tylko pomarzyć. Najlepiej uczyło mi się na własnych błędach, w samozaparciu, po prostu robiąc codziennie zdjęcia.

→ JAK UCZYĆ SIĘ FOTOGRAFII PRZEZ INTERNET

Ale wiecie co? Miałam kilka osób, które czasem prowadziły mnie za rękę, pomagały, radziły. Jestem im za to bardzo wdzięczna, bo pomogły mi szybciej uporać się z pewnymi zagadnieniami – szybciej, niż zrobiłabym to sama. Mimo to nie udało mi się uniknąć kilku błędów na samym początku. Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć o 5 rzeczach, których nie wiedziałam i trochę tego żałuję 😉

IMG_6240

Katowanie się zdjęciami lepszych od siebie.

Jest bardzo śliska granica pomiędzy inspiracją i zachwytem a wpadaniem w dołek i zaniżaniem własnych osiągnięć oglądając portfolia innych fotografów. To był problem, którego długo nie mogłam się pozbyć – ba, do tej pory miewam poważne chwile zwątpienia jeśli naoglądam się ich za dużo 😉 Myślę, że na początku drogi często zapominamy, że każdy kiedyś zaczynał. Naprawdę niewiele jest osób na tym świecie, które mając pierwszy raz aparat w ręku od razu zaczęły robić fantastyczne zdjęcia. Eksponowanie swoich najlepszych zdjęć to domena wszystkich fotografów – przecież w ten właśnie sposób buduje się społeczność, przekonuje klientów do siebie, pokazuje siebie od najlepszej strony. Do portfolio wpadają te zdjęcia, które uważamy za najlepsze – i nie można się oszukiwać, że jest inaczej 🙂 Dlatego tak często początkujący fotografowie wzdychają z zazdrością patrząc na zdjęciach tych, którzy początki mają dawno za sobą. Żałuję, że tak długo zajęło mi pozbycie się tego uczucia, że ktoś jest idealny i na pewno wszystkie jego zdjęcia również takie są.

Naprawdę trzeba ćwiczyć dużo i często.

Ansel Adams powiedział, że pierwsze 10 000 zdjęć, które zrobisz są najgorsze. Może to trochę zbyt ekstremalne stwierdzenie, ale jest w nim duże ziarno prawdy. Patrząc na moje pierwsze zdjęcia z lustrzanki uśmiecham się z czułym politowaniem 😉 Na początku nie wiedziałam nic o fotografii, ale moim wielkim atutem było to, że uwielbiałam robić zdjęcia – robiłam je więc wszędzie i wszystkim. Moi przyjaciele i rodzina przyzwyczaili się od samego początku do widoku mnie z aparatem – nie odpuściłam nikomu, fotografowałam rodzeństwo, rodzinne przyjęcia, wypady wakacyjne, kwiatki w ogródku mamy i grzyby w lesie. Już na samym początku przygody z fotografią zachwyciłam się techniką high-key, więc dokumentnie przepalałam wszystkie portrety i zdjęcia martwej natury. Zajęło mi trochę czasu, zanim nauczyłam się zachowywać umiar i równowagę, zanim wypracowałam sobie swój styl , a droga do tego była długa i bardzo pracowita. Czego żałuję? Że frustrowałam się na początku i bywałam zła na siebie, że nie widzę progresu tak szybko jak chciałam. Ale nie żałuję ani pół klatki we wszystkich aparatach, jakie miałam – bo teraz wiem, że każda była kolejnym małym kroczkiem.

IMG_6232

Nie musisz mieć tysiąca obiektywów i najlepszego aparatu.

Kiedy kupiłam pierwszą, używaną lustrzankę często wpadałam w błędne myślenie, że moim słabym aparatem nie jestem w stanie zrobić fajnego zdjęcia. Kolejny błąd początkującego – chciałam mieć jak najlepszy sprzęt w jak największej ilości, nie umiejąc dobrze obsługiwać tego, co już posiadałam. Zaczynałam przygodę z fotografią od znanego chyba wszystkim kitowego obiektywu: 18-55mm. Nie miałam pojęcia co znaczą te wszystkie cyferki, znaczki, literki ale przeczytałam gdzieś, że jest słaby więc zaczęłam marzyć o nowym 🙂 Tak się zdarzyło, że moi znajomi lecieli akurat do Stanów, więc zamówiłam sobie w jednym z amerykańskich sklepów obiektyw 70-200mm, oczywiście nie mając pojęcia co to takiego teleobiektyw. Chciałabym, żebyście zobaczyli moją minę kiedy podpięłam go do body i okazało się, że trzymam w ręku lornetkę, którą mogę podglądać sąsiadów z kamienicy obok. Po jakimś czasie kupiłam mój pierwszy obiektyw portretowy 50mm i zakochałam się w zdjęciach, jakie nim robiłam. To był olbrzymi krok naprzód. Ale po roku czy dwóch znów zaczęło mnie uwierać to pragnienie posiadania innego, lepszego. Czytałam fora fotograficzne i strasznie dołowało mnie to, że prawie każdy użytkownik miał w stopce wypisane wszystkie aparaty i obiektywy jakimi dysponuje 😉 Dziś nie czytam forów i śmieję się z tych wszystkich technicznych, którzy próbują przekonać, że profesjonalny fotograf posiada przynajmniej 16 różnych obiektywów. Wracając do moich zakupów: nabyłam kolejno 100mm macro, 85mm i 24-70mm, który okazał się zupełnym niewypałem. W końcu pojęłam (choć zajęło mi to długo), że naprawdę nie muszę mieć tysiąca obiektywów – ważne, żebym nauczyła się obsługiwać najpierw to, co mam, a dopiero potem wydawała fortunę na lepszy sprzęt. Dziś 99% zdjęć, jakie widzicie u mnie na stronie są zrobione 50-tką. Da się. 

Photoshop nie uratuje kiepskiego zdjęcia.

Chciałabym spuścić zasłonę milczenia na moje pierwsze próby obróbki zdjęć w Photoshopie i Lightroomie 🙂 Pamiętam dzień, kiedy odkryłam darmowe akcje do LR i zachłysnęłam się ich możliwościami. Czarna winieta w klimacie retro była przez pewien czas bardzo pożądana w moich zdjęciach – możecie mi wierzyć na słowo. Styl retro, sepia, sztuczne wyostrzanie do granic bólu, wygładzanie twarzy i jakieś dziwne białe poświaty – to wszystko trwało jakiś czas, a ja sądziłam, że na tym polega praca fotografa. Żeby z każdego zdjęcia zrobić dzieło sztuki (koszmarne, jak potem sama przyznałam). Dziś jestem zdecydowaną przeciwniczką nadużywania gotowych akcji na każdym zdjęciu. To bardzo fajne, przyjemne i szybkie rozwiązanie, jeśli umie się z niego odpowiednio skorzystać i dopasować do swojego stylu i umiejętności obróbki. Ja na początku przygody z fotografią myślałam, że to po prostu szybka terapia reanimacyjna dla słabego zdjęcia 😉

IMG_6229

RAW-y ponad wszystko!

RAW-y czyli surowe pliki, jakie tworzy aparat odkryłam po dłuższym czasie fotografowania. Na początku nie wiedziałam przede wszystkim o co tyle hałasu i czemu wszyscy o nich trąbią, potem zorientowałam się, że zajmują strasznie dużo miejsca na dysku, więc tym bardziej odpuściłam temat. Musiał się znaleźć dopiero jeden odważny, który pokazał mi na czym polega różnica między JPG-ami a RAW-ami i poczułam się, jakby mi ktoś walnął obuchem w głowę 😉 Mogłam mieć taką kontrolę nad swoimi zdjęciami, mogłam zachować oryginalne pliki i uchronić je od koszmarnych prób obróbki. I przede wszystkim: mogłam zapisać znacznie mniejszą ilość zdjęć w RAW-ach, a tysiące podobnych do siebie JPG-ów wyrzucić do kosza. Nigdy więcej JPG-ów!

A teraz zobaczcie – to moje zdjęcia z 2012 i 2016

Pamiętam jaka byłam dumna ze zdjęcia po lewej – to były moje pierwsze dni z nowym obiektywem (Canon 50mm f/1.8). Cieszyłam się małą głębią ostrości, rozmyciem, miękkim światłem. Oczywiście zdjęcia robiłam w JPG-ach, więc nie mam absolutnie żadnej szansy na choćby minimalne poprawienie go teraz w PS. Po prawej ta sama dziewczynka z siostrą, 4 lata starsza, wciąż tak samo urocza 😀 Ja z trochę lepszym aparatem i obiektywem, ale przede wszystkim – bogatsza o 4 lata nieustannej nauki i ćwiczeń. Warto!

IMG_7411


A Ty, popełniasz właśnie któryś z tych błędów? 🙂 Jeśli jesteś na początku swojej drogi fotograficznej i chcesz nauczyć się, jak robić zdjęcia: rzeczowo, prosto i przyjemnie – przeczytaj więcej o moim kursie fotograficznym.

kurs-blog