Zabrałam Canona R6 na reportaż ślubny

We wrześniu miałam okazję zabrać ze sobą na dwa reportaże ślubne nowego bezlusterkowca Canona R6 – wiem, ze jesteście ciekawi jak ta przygoda się potoczyła – zapraszam Was więc dziś do krótkiej ale bardzo treściwej recenzji z tych dwóch dni.

Po pierwsze musicie wiedzieć, że na codzień pracuję na Canonie 5D Mk 4 i uwielbiam ten aparat. Służy mi doskonale od 3 lat, nigdy nie miałam z nim problemów technicznych, no i przede wszystkim jestem zawsze zadowolona ze zdjęć, jakie nim robię. A jednak – ten aparat przeleżał nietknięty w moim plecaku, podczas dwóch reportaży ślubnych, jakie fotografowałam we wrześniu 2020. Nie wierzyłam, ze tak się stanie, ponieważ na początku dość sceptycznie podchodziłam do pomysłu fotografowania ślubu bezlusterkowcem. Możecie nazwać mnie skostniałą tradycjonalistką, ale nie chciało mi się wierzyć, że bezlusterkowiec może zastąpić w jakimkolwiek stopniu moją dobrą, wysłużoną maszynę do zdjęć 🙂

W tym poście możecie przeczytać moje pierwsze wrażenia z użytkowania Canona R6, podczas wakacyjnego wyjazdu – gdzie mogłam nauczyć się jego obslugi na luzie i bez stresu, w spokojnych warunkach i przede wszystkim – robiąc zdjęcia dla siebie a nie dla klienta. I owszem, byłam zachwycona szybkością i celnością aparatu ale wciąż nie wiedziałam, jak może mi on zastąpić moją lustrzankę w pracy. O jakże się myliłam.

50 mm | ISO 500 | f/1.2 | 1/500s

Postanowiłam pójść na całość i podczas pierwszego reportażu nie wyciągnęłam szelek na dwa body, ale podpięłam R6 do pojedynczego paska i zawiesiłam na szyi. Pierwsze chwile nie były wcale łatwe i ciężko było mi się przestawić – choćby ze względu na elektroniczny wizjer, tak bardzo różny od tradycyjnego. Korpus R6 jest odczuwalnie mniejszy niż 5Dmk4, miałam więc też trochę problemów ze zwyczajnym uchwyceniem go wygodnie w dłoni i przestawieniem się na ciut inny rozstaw pokręteł i guzików. Oczywiście wszystko ustawiłam i przećwiczyłam sobie wcześniej, szybko więc zapomniałam o sekwencjach jakie wykonuję na 5Dmk4 i instynktownie zaczęłam czuć R6. To właśnie kocham w Canonie – już po kilku chwilach można fajnie odnaleźć się na nowym korpusie i nie trzeba ciągle sprawdzać, gdzie co jest! Jest bardzo intuicyjny.

Po godzinie fotografowania przygotowań czułam się jak ryba w wodzie z nowym aparatem. I dopiero wtedy zaczęłam dostrzegać te niuanse, o których trąbi fotograficzny świat, a które tak naprawdę chyba można dostrzec dopiero w trakcie prawdziwej pracy z tym aparatem.

Canon R6 – śledzenie oka podczas ruchu

Celność AF i opcja wykrywania oka to jest absolutny „game changer” w tej historii. Jeszcze nigdy, naprawdę nigdy nie czerpałam takiej radości i przyjemności z fotografowania ludzi. Mogłam pozostawić za sobą absolutnie wszystkie problemy z kadrowaniem, zmienianiem punktu ostrości, ruszaniem aparatem po wciśnięciu spustu migawki. Na pewno to znacie – zwłaszcza, jeśli jak ja, od zawsze posługujecie się trybem One Shot i ustawiacie centralny punkt ostrości. To dla mnie zawsze była ta kombinacja, która pozwalała mi na względnie najlepszy kompromis pomiędzy dobrym kadrowaniem a ostrym zdjęciem. Nie dopuszczam u siebie kadrów szerokich, po to, żeby je sztucznie docinać w obróbce. W wizjerze zawsze szukam mojego tego docelowego. Reportaż ślubny jest jednak zawsze bardzo dynamiczny więc zawsze trafiało się kilka zdjęć, które ostre nie były – bo ktoś się poruszył, bo AF złapał na koszuli a nie oczach, bo ja nie byłam zbyt szybka w zmianie kadru i to co ważne już uciekło. Nie zliczę ile frustracji mnie to kosztowało (i ile fajnych ujęć!). A teraz wyobraźcie sobie, że bierzecie do ręki aparat i możecie zupełnie zapomnieć o tym problemie. Po prostu kadrujecie, on sam wyłapuje oko modela, ostrzy na nimi cyk – macie idealne zdjęcie, w idealnym momencie.

Przykład banalny – wyjście pary z kościoła. Jeśli fotografujecie śluby – dobrze wiecie jak to wygląda: biegniecie tyłem do wyjścia, ostrzycie na oczy/twarz, podnosicie aparat ciut do góry, żeby nie kadrować centralnie, para prze do przodu, gubicie więc focus i zabawa zaczyna się od nowa. A potem szybko, szybko – bo zmiana warunków oświetleniowych, wychodzicie z ciemnego kościoła w pełne słonce i nie dość, że trzeba zmienić ISO, czas naświetlania to jeszcze ten cholerny AF znów gubi te oczy 🙂 Tak, wiem, że istnieje tryb Av, wiem, że można w półautomacie – ale takie półśrodki nie dla mnie, ja wolę się pomęczyć dla tych idealnych kadrów 😉 Z R6 wyjście z kościoła to taniec w chmurach – cyk, cyk idealnie ostre zdjęcia w nawie głównej, potem szybciutki przemarsz na zewnątrz, zmiana ustawień i w spokoju czekam na parę młodą, wiedząc, że nawet płatki kwiatów nie przeszkodzą mi w znalezieniu ich oczu w polu AF.

Chcecie więcej? Pierwszy taniec! Włączam tryb Servo i ustawiam kadry, takie jak chcę – centralne lub nie, a mój aparat zawsze wyłapie ich twarze i nawet w tym szybkim ruchu, zdjęcia będą ostre. Fotografowanie podczas imprezy – tutaj aparat może wyłapywać różnie, wszak wiele twarzy będzie w obrębie kadru a skąd on może wiedzieć, o które konkretnie nam chodzi? Ale jeśli przyłożycie się trochę do swojej pozycji i nauczycie podążać za nim, fotografowanie ludzi w tańcu będzie już samą przyjemnością. 

Lubicie „chodzone” kadry podczas sesji? Ja bardzo! Tak jak przy wyjściu z kościoła, bardzo dbam o to, by już od początku kadr był dobry i nie trzeba było nic docinać. Ale to wiąże się z tym ciągłym ruszaniem aparatu już po wciśnięciu migawki, co z kolei powoduje dużą ilość zdjęć straconych przez brak ostrości. W R6 mogłam przestać się tym przejmować już od początku. W tym idealnym kadrze aparat zam znajdywał oczy i ustawiał na nie ostrość i uwierzcie mi – naprawdę byłam pod wrażeniem jak świetnie to robi. Doskonale radzi sobie z fotografowaniem pod światło – np. w pomieszczeniu fotografując w stronę okna. Warto wspomnieć też o tym, że AF nie gubi twarzy nawet jeśli fotografowana osoba się odwróci, skieruje głowę na stronę. Omija przeszkody takie jak okulary czy kapelusz na głowie. 

Canon R6 – jaka jest jakość zdjęć?

R6 jest szybki. Obok celności to jego największa zaleta w moim odczuciu. Podczas reportażu ślubnego często nie ma czasu na zastanawianie się, analizowanie kadru – są emocje, tu i teraz, niektóre z nich dzieją się jedna po drugiej, trzeba na nie szybko reagować. I w tym przypadku pierwszy raz miałam wrażenie, że aparat.. nie przeszkadza mi w robieniu zdjęć: nadążał za moim okiem i moją intencją🙂 Reagował od razu kiedy go włączałam, zmieniałam ustawienia, kiedy zmieniały się warunki oświetleniowe. Wszystko działo się szybko i cicho. Cicha także jest migawka, co ma ogromne znaczenie podczas fotografowania w kościele. NIe lubię zwracać na siebie uwagi podczas reportażu i w tym przypadku głośniejsza migawka i dźwięk lustra to czasami prawdziwy problem. Wiem, jak reagują na to czasami księża, zakazując nawet fotografowania choćby podczas kazania. Tym razem nie było mnie słychać a mój aparat nie odbijał się echem w cichym kościele.

No i te kolory – zawsze będę się zachwycała doskonałością kolorów w Canonie. Czasem wystarczy delikatna edycja, podbicie kontrastu i delikatne rozświetlenie (w moim przypadku 😉). Lubię pracować z tymi plikami, obróbka staje się czystą przyjemnością – zwłaszcza podczas edycji portretów, gdzie mam odczynienia z kolorem skóry. Również jakość obrazu jest świetna – mówiłam już o ostrości, ale do tego dochodzi bardzo dobre radzenie sobie aparatu w wysokich czułościach ISO.

Canon R6 w duecie z obiektywem RF 50mm 1.2L

Obydwa reportaże fotografowałam jednym obiektywem – RF 50mm 1.2 i mam jeden wniosek – jest doskonały. Jestem z tych fotografów, którzy uważają, że skoro obiektyw ma możliwość fotografowania z przysłoną f/1.2 to właśnie z taką przysłoną będę to robić. Dlatego 90% mojego reportażu powstało właśnie z takimi ustawieniami przysłony. Oszczędziłam tylko zdjęcia grupowe 😉 I to była czysta przyjemność – ponieważ każde zdjęcie ma przepiękna głębię, cudowne rozmycie, delikatny, doskonały bokeh. Dla mnie to połączenie – to duet idealny. Obiektyw jest szybki, celny a dodatkowo ma ten fajny pierścień, na którym ustawiłam sobie zmianę trybu AF i mogłam szybko i bezgłośnie nim operować. To bardzo fajna i przydatna funkcja w tych obiektywach.

Minusy? Podobno długo idzie zamówienie z adapterem do obiektywów EF😉 

Już nie boję się bezlusterkowca i śmiało za innymi powtarzam – to jest nasza przyszłość. Fajnie będzie w niej uczestniczyć!